Agnes właśnie wyszła z łazienki i zauważyła podenerwowaną Paulinę, która zbierała ostatnie rzeczy potrzebne na zajęcia. Kiedy dziewczyna wychodziła z pokoju mamrotała pod nosem, że zabije Crabbe’a za to, że jej nowy podręcznik „Wprowadzenie do transmutacji Rok I” jest ubrudzony w czekoladzie. Mocno trzasnęła drzwiami, a Agnes zdezorientowana całą sytuacją zaczęła szukać potrzebnych jej rzeczy. Nie zajęło jej to długo, ponieważ dziewczyny trzymały porządek. Po pięciu minutach wyszła z pokoju i rzuciła na drzwi mało skomplikowane zaklęcie ochronne, którego nauczył ją tata. Kiedy weszła do pokoju wspólnego zauważyła pod kominkiem interesując scenkę. Pansy obmacywała Draco, a chłopak starał się dyskretnie, ale tak żeby zrozumiała, ją odepchnąć. W pewnym momencie zauważył Agnes przyglądającą się całej sytuacji z uśmiechem na ustach. Blondyn spojrzał na dziewczynę błagającym spojrzeniem, aby pomogła mu się uporać z Parkinson, ale Agnes tylko uśmiechnęła się do niego, przesłała w powietrzu całusa i bezdźwięcznie powiedziała: „Powodzenia skarbie”. Blondynka odwróciła się na pięcie i wyszła z dormitorium. Na szycie schodów zauważyła Blaise’a idącego do Wielkiej Sali. Podbiegła do niego i zakryła mu oczy własnymi rękami.
- Pansy? -
zapytała chłopak a ona szybko zdjęła ręce z jego twarzy.
- Jak mogłeś
pomylić mnie….- urwała w połowie zdania, ponieważ zauważyła uśmieszek błąkający
się na ustach przyjaciela – Zrobiłeś to specjalnie! - krzyknęła i klepnęła go w
ramie.
- Kocham
denerwować Cię z samego rana - powiedział i cały czas się uśmiechał.
-Ty zawsze
mnie denerwujesz - odpowiedziała i dała mu kuksańca w bok.
- Bo wtedy
robisz się tak fajnie czerwona na twarzy i aż Ci oczy błyszczą - zaśmiał się i
wygładził miejsce, w które uderzyła go dziewczyna.
- Jak tam
pierwsza noc? – zapytała.
- No w sumie
to całkiem nieźle - chłopak wzruszył ramionami, a Agnes nachyliła się żeby
zobaczyć jego twarz.
- Nie wiem
czy tak nieźle bo masz sińce pod oczami jakbyś nie spał przez miesiąc -
pokazała mu język i już miała się wyprostować, kiedy ktoś wpadł na nią z
takim impetem, że o mało co nie straciła równowagi i nie upadła.
- Uważaj jak
chodzisz Clark - powiedział rudzielec, a dziewczyna nachyliła się nad nim jakby
chciała mu coś wyszeptać do ucha, a w rzeczywistości krzyknęła z potężną siłą.
- To ty
uważaj jak łazisz! – chłopak złapał się za ucho i zrobił niezadowoloną minę.
- Jesteś
świrnięta - powiedział i w między czasie cały czas przecierał swoje ucho.
- Uważaj na
słowa Weasley, chyba nie chcesz żeby twój tatuś stracił prace w ministerstwie
co? Bo wiesz ja z moim chętnie pogadam jak to pewien… - chłopak przerwał jej w
połowie zdania.
-
Przepraszam - powiedział przez zaciśnięte zęby.
- No ja
myślę - dodała Agnes i dumnym krokiem razem z Blaise’m weszli do Wielkiej Sali.
Kiedy
przystanęli kilka kroków od przejścia, zobaczyli tam Paulinę nachylającą się
nad Crabbe’em, wymachując przy tym rękami i Pottera siedzącego koło Greg’a i
śmiejącego się z całej sytuacji. Po chwili podeszli i zajęli swoje miejsca.
- Gdzie jest
Draco? - zapytała Paulina siadając i dając spokój Crabbe’owi, który odetchnął z
wielką ulgą.
- Z tego co
widziałam to stoi jak słup soli w czasie kiedy Pansy mu się naprzykrza. Prosił
mnie o pomoc, ale co ja jestem Armia Zbawienia - dziewczyna wzruszyła ramionami
i nałożyła sobie na talerz bekon i muffina.
Każdy
zajął się swoim śniadaniem i nikt nie zwracał na nikogo uwagi dopóki do Sali
nie wszedł Malfoy. Wszyscy spojrzeli w jego kierunku i zaśmiali się, ponieważ u
jego boku nadal była Pansy. Chłopak zdenerwowany podszedł do stołu i usiadł na
swoim miejscu. Po chwili obok niego zasiadła Pansy, która w dalszym ciągu się
do niego przymilała. Blondyn głośno westchnął i potarł czoło. Paulina zaczęła
się śmiać z nieporadności Draco, a Agnes wstała, okrążyła stół i stanęła za
brunetką.
- No już
Parkinson, won mi z tego miejsca – powiedziała, a dziewczyna obejrzała się,
patrząc na nią lekko zaszokowana.
- Nie, bo ja
chce siedzieć koło Draco - powiedziała swoim piskliwym głosem.
- A ja chce
księcia w lśniącej zbroi, no już masz trzy sekundy - Agnes spojrzała na nią z
mina mordercy, a dziewczyna z wielką niechęcią przesunęła się. Blondynka zajęła
miejsce koło Draco – Parkinson przesuń się bo nie mam ochoty zwrócić śniadania
– dodała, a brunetka przesunęła się dalej i siadła koło Notta.
-
Wprowadzasz terror - odezwała się Paulina i zaczęła się śmiać.
- Nie mów,
że Ci to przeszkadza - powiedziała Agnes – A co do ciebie mój
drogi, to powiedz jej w końcu „weź się odwal”. Nie mam zamiaru ratować ci dupy
za każdym razem - zwróciła się do chłopaka siedzącego obok.
Blondyn
spojrzał błagalnie na Paulina, a ta tylko prychnęła w jego stronę.
- Ma racje.
Ani ja, ani ona, nie będziemy Cię ratować za każdym razem kiedy tamtej coś
odwali - powiedziała.
Reszta
śniadania przeminęła bez większych problemów. Wszyscy jedli, gadali ze sobą o
wszystkim i o niczym. Następnie zabrali się i całą swoją grupką udali na
pierwsze zajęcia Transmutacji. W klasie były poustawiane dwuosobowe ławki.
Agnes z Paulina zajęły tą na samym końcu, zaraz przed nimi Draco z Harrym, a
następnie Blaise z Theodorem, no i oczywiście Crabbe z Greg’iem. Reszta klasy
wyglądała podobnie, Ślizogoni na samym końcu, a reszta z przodu.
- O
patrzcie, Krukoni i Puchoni mają teraz latanie - powiedział Draco nachylając
się do okna.
- My
zaczynamy latanie w środę - powiedziała Paulina i rozłożyła swoje pergaminy.
Po chwili w
sali zapadła cisza ponieważ z kota, który siedział na biurku nauczyciela
transmutowała się Profesor McGonagall.
- Witam
wszystkich na moich zajęciach. Jestem profesor Minerwa McGonagall i będę was uczyć
transmutacji w tym jak i w następnych klasach. Wyjaśnijmy sobie coś na samym
początku. Bardzo, ale to bardzo, nie lubię spóź… - nauczycielka nie dokończyła,
ponieważ do klasy wpadał zdyszany rudzielec ze swoim kolegą. – Hmmm bardzo
interesujące - wymamrotała pod nosem.
- My
przepraszamy, zgubiliśmy się - powiedział Ron.
- Tak, to
bardzo interesujące panie Weasley i panie Longbottom. Kiedy wpadliście do mojej
klasy właśnie wyjaśniałam pozostałym uczniom jak bardzo nie lubię spóźniania -
powiedziała i uważnie im się przyjrzała – To pierwszy i ostatni raz kiedy nie
poniesiecie za to konsekwencji. A teraz siadać na miejsca i żebym nie musiała
wam już dziś zwracać uwagi - machnęła ręką wskazując im wolne miejsca w
pierwszych ławkach obok Granger.
- Akurat musiały
nam się trafić zajęcia z Gryfonami, nie mogli to być chociaż Krukoni -
westchnęła Paulina i odwróciła się w stronę Agnes.
- Lepiej już
Gryfoni niż Puchoni, nie sądzisz? - zapytała ją przyjaciółka.
- W sumie
masz racje - brunetka twierdząco pokiwała głową.
- Na
pierwszych zajęciach wprowadzę was w tajniki transmutacji - powiedziała
profesor i stanęła na przodzie klasy – Może na początek ktoś powie nam co to
jest za przedmiot.
- Ja wiem,
ja wiem, ja wiem - wszyscy usłyszeli Hermione, siedzącą w pierwszej ławce.
- Nie zlej
się ze szczęścia, że wiesz - powiedziała Paulina pod nosem, a Agnes zawtórowała
jej śmiechem.
- No dobrze,
to może ostatnia ławka powie, bo widzę że bardzo w niej wesoło - profesor
wskazała na ławkę dziewczyn, a cała sala odwróciła się w ich stronę.
-
Transmutacja jest jedną z najbardziej złożonych dziedzin magii polegającą na
przeobrażaniu przedmiotów lub stworzeń w to co chcemy uzyskać - powiedziała
Paulina wstając z krzesła, a nauczycielka twierdząco pokiwała głową zaskoczona
odpowiedzią.
-To może
koleżanka powie jak możemy to uzyskać - wskazała na Agnes, która podniosła się
i wzięła lekki wdech.
- W trakcie
praktykowania transmutacji należy skupić się na wykonywanej czynności i uważać,
by się nie przejęzyczyć. Należy także zwrócić uwagę na poprawny akcent. W
przeciwnym razie zaklęcie może zadziałać w niepożądany sposób - dziewczyna
odpowiedziała i zajęła swoje miejsce.
- Jestem pod
wrażaniem. Dziesięć punktów dla Slytherinu, po pięć dla każdej z dziewczyn za
prawidłową odpowiedź.
Granger
odwróciła się do dziewczyn i obdarzyła ich zdumionym spojrzeniem za co
dziewczyny odwdzięczył się wzrokiem pełnym politowania.
- To niby
takie dziwne, że zapoznałyśmy się książkami do szkoły zanim się w niej
znalazłyśmy?- zapytała Agnes i spojrzała pytająco na Paulinę, która właśnie
próbowała zrobić coś ze swoim piórem bo nie chciało pisać na jej pergaminie. Po
chwili pióro wystrzeliło atramentem prosto w kierunku twarzy zszokowanej
dziewczyny. Blondynka dzięki szybkiemu refleksowi odepchnęła przyjaciółkę
delikatnie w bok i zapobiegła małej katastrofie.
- Na gacie
Merlina co to było? - zapytała zbulwersowana i nie odpowiedziała na wcześniej
zadane jej pytanie.
Razem z
przyjaciółką rozejrzały się po sali i zauważyły że Pansy patrzy na nie i głupio
się uśmiecha.
- A to mała
gnida - powiedziała Agnes.
- Zabije ją,
no przysięgam Ci, że jej coś zrobię. Co tej wariatce odbiło?
- To pewnie
chodzi o Draco - powiedział Harry odwracając się do dziewczyn i kładąc ręce na
ich ławce - Nie wiem czy zauważyłyście, ale ona jest bezgranicznie zakochana w
Draco, a wy jej to wszystko utrudniacie - chłopak wzruszył ramionami.
- Ale to
Agnes ją dziś przepędziła nie ja, więc dlaczego moje pióro było zaklęte? –
dziewczyna powiedziała i w między czasie wzrokiem mordowała Parkinson.
- Wasze
pióra są takie same, jak sądzę, Agnes to ty miałaś dostać atramentem - do
rozmowy dołączył Draco.
- Uwierz mi,
że jakbym nim dostała to pierwszą ukatrupiłam bym przeklętą Parkinson, a
następny w kolejce mój drogi był byś Ty - dziewczyna klepnęła go w tył głowy,
na co skrzywił się jakby naprawdę go to zabolało.
- Dlaczego
mnie? – spytał pocierając miejsce na głowie.
- Bo to
tobie musiałam ratować dupę. A teraz racz odwrócić swój arystokratyczny tyłek,
bo my z Pauliną mamy zamiar zrobić notatki - blondynka westchnęła, a chłopcy w
tym samym czasie odwrócili się do swojej ławki.
Reszta
lekcji minęła w spokoju, dziewczyny robiły notatki i uważnie słuchały jak pani
profesor z wielką ekscytacją opowiada od zaklęciach transmutacji. Kiedy zajęcia
się skończyły, wszyscy powoli zaczęli wychodzić z klasy. Pansy podniosła się ze
swojej ławki i żeby wyjść z sali musiała minąć ławkę, którą zajmowały Agnes i
Paulina. Podczas gdy dziewczyna przechodziła obok, brunetka wyciągnęła nogę
jakby miała wyjść z ławki dzięki czemu Parkinson padła na ziemi jak kłoda.
- O
Merlinie, Pans wszystko w porządku? – zapytała i podała jej rękę, aby ta mogła
się podnieść.
Kiedy
dziewczyna prawie stała Paulina puściła jej rękę i Parkinson ponownie uderzyła
o ziemie, ale tym razem bardziej boleśnie – Niezmiernie mi przykro - Paulina
nachyliła się do niej – Jeszcze jedna taka akcja, a nie będę taka miła -
wycedziła przez zęby, a następnie obdarzyła ją uśmiechem i powędrowała z Agnes
do Draco i Harre’go stojących w drzwiach i przyglądającym się z zaciekawieniem
całej akcji.
Kiedy
brunetka ochłonęła, dopiero wtedy zadała sobie sprawę, że Harry też
patrzył na nią kiedy zemściła się na dziewczynie. Teraz w jej głowie kłębiły
się myśli czy dobrze postąpiła i co Harry o tym pomyśli, a co najważniejsze czy
nie straciła jego zaufania.
- I to ja
niby sieje terror - powiedziała Agnes gdy cała ich paczka podążała na Zaklęcia
z Flitwick’iem.
- I tak
muszę przyznać, że to było niezłe, sam bym tego lepiej nie wmyślił - Draco
poklepał dziewczynę po ramieniu, a ona tylko się do niego uśmiechnęła,
pomijając już uwagę że on by nic nie wymyślił.
- Tak muszę
przyznać, że było to warte obejrzenia - powiedział Harry i kiwną potwierdzająco
głową.
Reszta drogi minęła im szybko i bez żadnych zbędnych kłopotów, typu
ucieczka schodów lub zgubienie drogi. Kiedy dotarli, przed salą było już kila
osób, które uformowały się w grupki i rozmawiały o wszystkim i o niczym. Po
niespełna pięciu minutach profesor zawitał przed klasą i wpuścił swoich uczniów
do sali. Kiedy wszyscy zjedli już swoje miejsca i można było cokolwiek
powiedzieć nie przekrzykując się przez gwar panujący w klasie, profesor wdrapał
się na stos książek i zaczął przemawiać.
- Witam na
zajęciach zaklęcia i uroki. Ja jestem Filius Flitwick. Mój przedmiot jest
nauczany w Hogwarcie od bardzo dawna. Status tego przedmiotu jest niepewny
w innych uczelniach, aczkolwiek jest bardzo ważny, ponieważ to tu poznacie
rozmaite podstawowe zaklęcia i uroki. Na moich pierwszych zajęciach nauczycie
się prostego zaklęcia lewitującego Wingardium Leviosa- profesor uniósł swoją
różdżkę, a następnie poprawnie wymawiając zaklęcie wymierzył je w pióro leżące
na jego biurku. – Teraz spróbujcie wy - zachęcił wszystkich.
Uczniowie
wzięli różdżki do rąk i zaczęli machać nimi na prawo i lewo wymawiając słowa
zaklęcia. Paulina, Agnes, Draco i Blaise podnieśli swoje pióra za pierwszym
razem.
- Cudownie,
patrzcie, patrzcie - profesor wskazywał na ich miejsca i był zachwycony efektem
– O i jeszcze jedno – dodał i wskazał na Hermione, która z dumną miną
lewitowała swoje pióro.
Harry
siedzący koło Pauliny próbował je podnieść, ale nie wychodziło mu to, przez co
zdenerwował się i spojrzał na pozostałych. Kiedy zobaczył że na sali jest
mnóstwo osób, które nie uniosły jeszcze swojego pióra trochę podniósł się na
duchu.
- Harry to
się mówi „Wingardium Leviosa” z takim akcentem, a nie z tym, który próbujesz uzyskać-
Hermiona spojrzała na niego wyższością.
- Zamknij
się Granger i zajmij się sobą i swoim rudzielcem. Nie będziesz pouczać
prawdziwych czarodziei - Draco odpyskną w stronę dziewczyny, a Paulina i Agnes
zamarły.
- Draco
zamknij się - syknęła Paulina. Co on wyprawia to, że mi się udało wywinąć i
Harry nic nie powiedział to nie oznacza, że będzie przymykał oko na wszystko,
pomyślała dziewczyna. A przede wszystkim z Pansy nie ma żadnych stosunków,
nawet koleżeńskich, a z tą szlamą to co innego.
- Nie Paulina
zostaw go, on ma racje. Hermiona jak była byś tak uprzejma to zajmij się ludźmi
ze swojego domu - powiedział Harry i wyrwał Paulinę z jej przemyśleń.
Wszyscy z
paczki spojrzeli na niego z otwartymi ustami i ze wzrokiem jakby właśnie
patrzyli na kogoś obcego. Chłopak zignorował ich, ponownie rzucił zaklęcie i
tym razem zadziałało. Jego pióro delikatnie zaczęło falować w powietrzu.
Hermiona odwróciła się w swoją stronę z oniemiałą miną.
Reszta zajęć
minęła szybko i bez żadnych dalszych przygód. Po zakończeniu lekcji wszyscy
udali się do lochów gdzie za 15 minut miały zacząć się pierwsze zajęcia z
Eliksirów. Po dotarciu na miejsce, nauczyciel siedział już w klasie i dokładnie
przyglądał się wchodzącym uczniom. Kiedy w drzwiach zobaczył Harr’ego jego
twarz przybrała wyraz pogardy i wściekłości. W przeciwieństwie do lekcji
transmutacji wszyscy Ślizgoni zajęli pierwsze ławki. Kiedy sala była pełna,
profesor odezwał się donośnym głosem.
-
Przepraszam, ale czy uczniowie Domu Gryffindora, nie zostali nauczeni podstawowych
manier? Drzwi nie zamknął się same panie Weasley. – powiedział Snape z ponurą
miną.
Gryfon wstał
i zamknął drzwi po czym wrócił na swoje miejsce. Siadając nie trafił w stołek i
upadł.
- Nie dość,
że bez manier, to jeszcze fajtłapa. – powiedział profesor poczym odwrócił się
do tablicy. Następnie bez słowa napisał na niej „Eliksir wyostrzający humor”.
- Czytałam
już o nim w książkach – odezwała się Granger, na co oczy całej sali zwróciły
się ku niej.
- To bardzo
ciekawe panno… - Snape spojrzał na nią.
- Granger.
- … panno
Granger. Gratuluję umiejętności czytania. Gryffindor traci pięć punktów.
- Ale za
co?! – krzyknął z oburzeniem Weasley.
- Minus
kolejne pięć punktów. Chce Pan bawić się dalej? – zapytał Snape, na co wszyscy
Ślizgoni zachichotali. – A teraz jeśli Gryfoni pozwolą chciałbym zacząć lekcję.
– rozejrzał się po Sali patrząc z pogardą na Gryfonów.
- Eliksir
poprawiający humor. O’Connel, składniki.
- Utłuczone
skarabeusze, korzeń imbiru, żółć pancernika, panie profesorze. – powiedziała
Paulina bez zająknięcia.
- Jak
warzymy, Clark?
- Po
rozgrzaniu wody do wrzątku dodajemy składniki w kolejności, dziesięć gramów
utłuczonych skarabeuszy, trzy korzenie imbiru i pięć mililitrów żółci
pancernika . Po każdym dodanym mieszamy trzy razem zgodnie z obrotem wskazówek
zegara. Na końcu gotujemy eliksir przez dwadzieścia minut, po czym powinien on
uzyskać barwę jasnej żółci.
- Dobrze, a
po każdym składniku jakie mają wystąpić kolory Zabini.
- Po
skarabeuszach jasna zieleń, można powiedzieć nawet że jasny limonkowy, po
korzeniach o trzy tony ciemniejszy od poprzedniego i na samym końcu po żółci
pancernika mocny żółty, który po dwudziesto minutowym gotowaniu powinien
wyblaknąć i przybrać barwę jasnej żółci - odpowiedział i głęboko
westchnął po długiej odpowiedzi.
- Pan Malfoy
opowie nam o efektach ubocznych eliksiru.
- Efekty
uboczne. Nieopanowany śmiech, ból żołądka i głowy, krwawienie z nosa i utrata
poczytalności.
-
Dwadzieścia punktów dla Slytherinu za prawidłową odpowiedź i przygotowanie się
do lekcji. Na co czekacie? Zaczynajcie.
Wszyscy z
pośpiechem zabrali się do pracy. Snape zaczął krążyć po sali jak jastrząb
szukając ofiary.
-
Longbottom, czy według Ciebie te skarabeusze są utłuczone?
- Ja…ja… -
zająknął się Nevill.
- Ty, jesteś
niekompetentnym idiotą, panie Longbottom. Utłucz je porządnie zanim stracę
cierpliwość.
- Tak,
p-panie profesorze.
Nagle w
całej klasie dało się słyszeć cichy jęk. Snape zatrzepotał peleryną jak
nietoperz i w mgnieniu oka pojawił się przy Potterze.
- Panie
Potter, przynosi pan hańbę Domu Węża. – syknął Snape – Nie dość, że jest pan w
moim domu to jeszcze pana umiejętności osiągają poziom wiedzy Weasleya.
- Mówiłem. –
szepnął Blaise.
- Zamknij
się Zabini i zajmij się swoim eliksirem. Byłoby szkoda gdyby nagle wybuchł
nieprawdaż? – powiedziała Paulina patrząc na niego z pod byka.
- Trzeba go
po prostu trochę podszkolić, panie profesorze. My się tym zajmiemy, proszę się
nie martwić – Agnes uśmiechnęła się do Snape’a.
- Oby, panno
Clark.
Kiedy tylko
skończył mówić w Sali rozległ się wielki huk i swąd spalenizny.
- Finnigan!
– krzyknął nauczyciel.
Seamus
siedział z osmoloną twarzą. Włosy stały dęba i w niektórych miejscach unosił
się z nich dym. Snape machnął różdżką usuwając zapach, dym i zawartość
kociołka.
- Minus
dwadzieścia punktów dla Gryffindoru. Brawo Finnigan. Jeden z najprostszych
eliksirów, a tobie udało się go zniszczyć. Zacznij od początku, ale tym razem
postaraj się nie wysadzić nas wszystkich w powietrze - warknął nauczyciel i
spojrzał na ławkę obok gdzie Hermionie Granger szło w najlepsze, a rudzielec
śmiał się ze swojego kolegi. Kiedy chłopak zorientował się, że profesor bacznie
mu się przygląda, nachylił się nad swoim kociołkiem i zaczął w nim mieszać żeby
odwrócić uwagę nauczyciela.
- Co ty
robisz Ronaldzie, trzeba mieszać tylko trzy razy - powiedziała dziewczyna i
szturchnęła go w bok, wywar w kociołku chłopaka przybrał kolor mocnej zieleni,
a powinien być delikatnie limonkowy.
- No panie
Weasley, chce zobaczyć jak wybrniesz z tego koloru. Przypominam, że barwa
ostateczna ma mieć kolor jasnej żółci -powiedział Snape i obdarzył go
potępiającym spojrzeniem.
Po
dwudziestu minutach wszyscy skończyli i czekali na ocenę. Profesor zaczął od
uczniów ze swojego domu.
- Tak bardzo
dobrze Paulina. Kolor taki jak powinien być, to samo Draco. - Następnie
podszedł do stołu gdzie była Agnes i Harry. -Tak myślę, że ta zamiana miejsc
dobrze panu wyjdzie, panie Potter. Agnes ładny kolor taki jak ma być, u pana
Pottera też, ale myślę że to zasługa koleżanki - po niespełna dziesięciu
minutach mężczyzna przeszedł do oceniania Gryfonów i już po trzech pierwszych
kociołkach jego twarz przyjęła wyraz jakby właśnie chorował na febrę.
-Tak panno
Granger dobrze, ale co do ciebie Weasley to z tego co mnie pamięć nie myli, a
mnie nigdy nie myli, to mówiłem, że kolor ostateczny to jasna żółć tak jak u
pani Granger, a nie zgniła pomarańcza - profesor spojrzał na rudzielca tak, że
chłopak czuł się jak śmieć pod jego butem. Reszta kociołków była w miarę dobrze
uwarzona i kiedy zajęcia dobiegały końcowi wszyscy zaczęli czyścić swoje
kociołki i uporządkowywać miejsce pracy.
-Pani Clark
i O’Connel zostaną na chwilę po lekcji - powiedział profesor, a następnie
wszyscy zaczęli wychodzić z pomieszczenia. Kiedy sala była już pusta dziewczyny
podniosły się ze swoich miejsc i powędrowały na podwyższenie gdzie siedział
profesor. –Wiem, że to wasza zasługa, że Potter jest w Domu Węża i nie wiem
jakim cudem to uczyniłyście, ale jeśli chodzi o pomoc temu chłopakowi to dajcie
mu jakieś dodatkowe lekcje w pokojach, jednak nie wyręczajcie go na lekcjach.
Nienawidzę ściągania i kiedy zauważę, że na egzaminie któraś z was próbuje mu
pomóc, to uwierzcie mi konsekwencje będą srogie. Dziś przymknąłem oko na wywar
Pottera panno Clark, jestem w stu procentach pewny że ten półgłówek wysadził by
kociołek jak ten przeklęty Gryfon. - powiedział profesor i zmierzył dziewczyny
ostrym spojrzeniem – A teraz gratuluję dobrych odpowiedzi, spodziewałem się
poprawnych, ale nie aż tak obszernych. Myślę, że lata naszej nauki będą jednymi
z lepszych. Teraz możecie iść na zasłużony obiad. - dziewczyny twierdząco
pokiwały głowami, wyszły z klasy i ruszyły schodami do góry.
Po dziesięciu
minutach dotarły na Wielką Salę i zajęły swoje miejsca.
- Co chciał
od was Snape? - zapytał Draco i napił się soku dyniowego.
- Nic
szczególnego, takie tam, że musimy dać Harr’emu korki - odpowiedziała Paulina i
wzruszyła ramionami.
Całą
godzinną przerwę wszyscy spędzili na Sali gadając o zajęciach, na których już
byli. Kiedy do rozpoczęcia następnych zostało dziesięć minut, uczniowie zaczęli
wstawać od stołów i kierować na następne zajęcia. Ślizgoni mieli teraz Obronę
Przed Czarną Magią. Po dotarciu pod salę stanęli przy parapecie i zaczęli
swobodnie rozmawiać.
- W
Drumstrangu to nawet uczą czarnej magii – odezwał się Draco.
-Wiem. W
Beauxbatons można się jej uczyć jeżeli się chce, tylko u nas jest zakazana co
jest dla mnie niepojęte - powiedziała Paulina i pokiwała głową z rezygnacją.
- Miałem iść
do Drumstrangu, ale matka się nie zgodziła bo to za daleko - powiedział
ponownie Draco i zrobił niezadowoloną minę.
-Zap-ppraszam
do do s-Sali - usłyszeli za sobą głos nauczyciela i odwrócili się w jego
kierunku.
Mężczyzna nie był zbyt wysoki, a na głowie miał turban, który
zakrywał mu całą głowę prócz twarzy. Dziewczyny spojrzały po sobie, przybrały
obojętne miny i szybko weszły do klasy. Pomimo, że w ich wnętrzu szalało
rozbawienie z wyglądu i sposobie mówienia profesora ich twarze były
niewzruszone. Po pięciu minutach każdy był już na miejscach, a profesor zajął
swoje miejsce na podwyższeniu.
-W-w-witam
w-wszystkich n-na moich za-zajęciach. Jestem prof-profesor Kwiryniusz Quirrell
- mężczyzna przedstawił się i uśmiechnął do uczniów siedzących w sali.
- Powiedz
mi, że to jest żart, żart jak nic - powiedziała Paulina i spojrzała na Agnes.
- Obawiam
się moja droga, że nie - blondynka odpowiedziała jej i otrząsnęła się z szoku.
- Dość że
wygląd, na dodatek mowa, to jeszcze wisienką na torcie jest imię i nazwisko -
skomentowała brunetka i głośno westchnęła.
- Mój kot ma
już lepsze imię - Agnes przetarła ręką twarz w geście zrezygnowania.
- Macie
koty? - zapytał Harry i spojrzał na obie dziewczyny z wielkim zdziwieniem.
- Tak, bo
co? - dziewczyna spojrzała na niego jakby właśnie urwał się z choinki.
- Bo ja mam
sowę, myślałem, że wszyscy mają sowy - wzruszył ramionami – A jak się nazywają?
- dodał po chwili ciszy.
- Mój ma na
imię Varia, a Pauliny Regulus - odpowiedziała dziewczyna i zajęła się swoimi
notatkami, ponieważ Harry uniemożliwiał jej ich robienie jak tylko potrafił.
Całe zajęcia były spokojnie, profesor zaświadczył, że na całym roku będzie
tylko teoria, żadnej praktyki.
To były
ostatnie zajęcia tego dnia i wszyscy ze zmęczeniem poszli do swoich pokoi
wspólnych. Każde zajęcia wyciągnęły trochę energii z każdego ucznia, dlatego w
pokoju wspólnym panowała cisza. Na fotelach i kanapach znajdowali się
uczniowie. Niektórzy leżeli, inni siedzieli, a jeszcze inni spali. Draco
pół-siedział pół-leżał na kanapie z zamkniętymi oczami, Agnes leżała mu na
kolanach smacznie śpiąc, Paulina zajęła fotel i także siedziała w nim z
zamkniętymi oczami. Harry spał na podłodze, ponieważ ześliznął się z oparcia
kanapy gdzie była Agnes i Draco. Jedyną osobą, która nie spała lub nie miała zamkniętych
oczu był Blaise, który czytał książkę z zajęć od czarnej magii. Kiedy wybiła
godzina osiemnasta nikomu oprócz Crabbe’owi i Goyle’owi nie chciało się iść na
kolację.
- Czyli to
dlatego mnie odpychał! - krzyknęła Pansy, która wróciła z kolacji.
Agnes
nieznacznie poruszyła się na kolanach blondyna, a ten otworzył oczy.
- Co się tak
wydzierasz Parkinson, zobaczyłaś wreszcie swoje odbicie w lustrze czy co? -
odezwała się Paulina, która przebudziła się na swoim fotelu i skrzywiła od
światała panującego w pokoju.
- Jakbym
wiedziała, że Agnes chce go dla siebie, to bym się bardziej postarała żeby jej
go zabrać - oburzyła się Pansy i zmierzyła blondynkę morderczym spojrzeniem.
- Parkinson
myślałam, że jak będę udawać, że śpię to sobie pójdziesz i nie będę musiała
oglądać twojej twarzy - powiedziała Agnes, otworzyła oczy i poprawiła się na
kolanach Draco. Chłopak położył dłoń na jej plecach, a drugą przeczesał jej
włosy – Dla twojej wiadomości Parkinson to nie, nie jestem z Draco, nie byłam i
nie będę. On jest wolny jak ptak, tylko wiesz, jest jeden problem. On cie nie
chce, tak trudno to zrozumieć? - zdenerwowana dziewczyna usiadła i zrzuciła
ręce Draco ze swojego ciała.
-Tylko tak
mówisz bo chcesz go dla siebie - zaczęła dziewczyna, ale Agnes nie dała jej
dokończyć, ponieważ nie czekając na jej dalsze słowa podniosła się i minęła ją,
po czym skierowała się do swojego pokoju. Po piętnastu minutach do pokoju
wpadła Paulina i tak głośno trzasnęła drzwiami, że chyba usłyszeli ją Gryfoni w
swojej wieży.
- No ja nie
wierzę. Ty poszłaś to się do mnie doczepiła, że ja z nim jestem. Usiadłam koło
Draco, a on objął mnie ręką za zagłówkiem i ta wariatka wracała nie wiem skąd,
ale oczywiście przybiegła i zrobiła rumoru na cały wspólny, że to ja jednak
jestem z Draco. Na Merlina trzeba pozbyć się tej dziewuchy. - powiedziała
gestykulując rękami na prawo i lewo. Dwadzieścia minut później dziewczyny
leżały już w łóżkach i próbowały zasnąć wzburzone zachowaniem Parkinson.
Świetny rozdział. :) Agnes i Paulina naprawdę wprowadzają terror, mam wrażenie, że w następnych częściach nikt im nie podskoczy i będą rządzić całą szkołą. Nie spodziewałam się, że Potter też będzie powoli się wdrażać w ich styl bycia. Czekam na kolejny rozdział tej nowej historii. :)
OdpowiedzUsuńOni na pewno mają 11 lat??? Bo coś mi nie wygląda.... Szczególnie zachowanie Pansy... Że tak się staromodnie wyrażę "Za moich czasów tak młode osoby tak się nie zachowywały", no ale teraz wszystko się zmmienia...
OdpowiedzUsuń"Kiedy wszyscy zjedli już swoje miejsca" - zjedli już swoje miejsca? Chyba zajeli?
Dziewczyny wprowadzają terror, a Harry szybko staje się ślizgonem. :)
Jeszcze do jednej rzeczy się przyczepie, pisze się "Harry'ego" nie "Harr’ego" :3
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział tej historii.
Weny życzę :3
Pozdrawiam Dora <3
http://walka-zlamanych-serc.blogspot.com/
Dzięki wielkie za komentarz! :D Zaraz poprawimy błędy. Jeżeli chodzi o Pansy... W serii Harrego Pottera nie ma jej opisów zbyt wiele. Nie wiemy jaka dokładnie była. Wykreowałyśmy ją na podstawie tego co same wiemy. Była pieskiem Draco i ciągle za nim łaziła. Ważne również będzie to, że wszyscy czarodzieje czystej krwi, w naszym opowiadaniu, znają się od dziecka. Więc postanowiłyśmy pokazać Pansy jako rozpieszczoną i zauroczoną Draco. W naszym opowiadaniu będzie przedstawiona jako niezbyt inteligentna, ale wredna. Jeżeli chodzi natomiast o wiek... My mamy ponad 20 lat. Nie wiemy jak zachowują się 11-latki w tych czasach. Postanowiłyśmy pójść na żywioł i wzięłyśmy pod uwagę to, że dziewczyny wychowały się razem z Draco w rodach czysto krwistych gdzie ich rodzice dbali o ich edukację od małego. Kiedy później przedstawimy rodziców, zobaczysz, że charaktery zdecydowanie mają po ojcach :D
UsuńJeszcze raz dziękujemy za komentarz i wytykanie błędów jest jak najbardziej mile widziane :D
Na pewno zajrzymy do ciebie :)
Oo dziekuję za wyjaśnienie skąd wzieło się takie zachowanie Pasy i reszty, że tak powiem.
Usuń